30 Days Challenge - DZIEŃ 2 - "Doi&Tamaki"
Doi popatrzył na mnie przez ramie.
- Zaraz będzie, musisz się tak niecierpliwić? –zmarszczył czoło.
- Zawsze gdy jest Twoja kolej na gotowanie, nie dość że nigdy nie jest gotowe na czas, to rzadko kiedy jadalne. – skrzywiłem się przypominając sobie ostatnią specjalność – zapiekankę z warzyw.
- Tobie nigdy nic nie pasuje. Ciesz się, że mamy co jeść.
- Nie wiem jakiego rodzaju to miało być stwierdzenie, ale za kasę którą mi wisisz, prawdopodobnie nie miałbyś co jeść, gdybyś ją oddał.
Westchnął.
- Oddam Ci jak tylko dostanę wypłatę.
Doi pracował drugi miesiąc. Wynajmowaliśmy razem mieszkanie od pół roku i póki co ja płaciłem wszystkie rachunki. Nie sprawiało mi to jednak kłopotów, pracowałem jako informatyk dobrze rozwijającej się firmy, a właściwie nie miałem żadnych większych wydatków. Widząc jednak, że Doi przyzwyczaja się do tej sytuacji postanowiłem trochę go „przycisnąć”. Z drugiej strony widząc go wyczerpanego, wracającego ze swojej zmiany w pobliskim barze, dokładnie wtedy kiedy ja wychodziłem, zastanawiałem się czy nie powinienem mu dać więcej czasu, może znalazł by lżejszą pracę. Jednak zdecydowałem się poczekać z tym dopóki nie odda mi pierwszej sumy. Wtedy na pewno poczułby się pewniej i ja bym zyskał.
W końcu podał makaron z serem.
- Cóż za wykwintna potrawa.
- Znowu jesteś niezadowolony! Chciałeś szybko, więc jest szybko. – jego zmęczenie zarysowało się mocniej na twarzy.
Pożałowałem, że zwróciłem mu uwagę. Jadłem w ciszy, a jedzenie wcale nie było takie złe. Gotował zdecydowanie coraz lepiej. Pozmywałem po nas. Doi usiadł przed telewizorem, otwierając paczkę popcornu. Wiedziałem, że nakruszy i później nie posprząta po sobie.
- Przyłączysz się? - zachęcał mnie, ale zrezygnowałem wiedząc, że mam jeszcze trochę pracy na jutro.
Kolejny ranek. Kawa, poranna toaleta, spakowanie komputera, ciuchy… usłyszałem trzask drzwiami. Wyjrzałem z pokoju. Doi próbował ściągnąć buty w przedsionku. Zachwiał się i upadł. Podbiegłem do niego, by zobaczyć co się stało.
- Doi, halo? – podniosłem jego głowę.
Odór alkoholu, sprawił, że dreszcz obrzydzenia przeszył moje ciało.
- YO Tamaki! – zaśmiał się. – Dzisiaj świętowaliśmy dobry miesiąc. Bar się rozwija naprawdę dobrze…
- Cieszę się. – zawiesiłem jego rękę na swoim ramieniu i złapałem go za pas, prowadząc do jego sypialni.
Chciałem go rzucić na jego łóżko, ale nagle poczułem poślizg pod nogą i to ja wylądowałem na nim, a nade mną Doi. Zarumieniony popatrzył na mnie i powoli zbliżał swoją twarz do mojej.
- Doi, co Ty do cholery robisz! – krzyknąłem.
- Cicho Tamaki, nie krzycz tak, głowa mi pęka.
Po chwili poczułem jego usta na moich, odepchnąłem go od siebie.
- Zaraz zemdleje, śmierdzisz wódką tak bardzo, że…
Znowu mnie pocałował i znowu go odepchnąłem.
- Co Ty do cholery robisz?
Uśmiechnął się.
- To przyjemne, prawda Tamaki? Już jakąś chwilę chciałem wiedzieć jak to jest Cię całować.
Przewróciłem oczami.
- Muszę iść do pracy, a Ty… - zastanawiałem się co mu powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Nagle zarumieniłem się i zakryłem usta. Doi zaśmiał się.
- Widzisz…
Nie usłyszałem reszty, zamknąwszy drzwi zanim skończył zdanie. Wybiegłem do pracy, czując mętlik w głowie. Chciałem więcej.
Etykiety: challenge, fanfiction, gay, opowiadanie, story, yaoi
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home