UDOSKONALIŁAM TROCHĘ SZABLON!TERAZ MOŻECIE DODAWAĆ KOMENTARZE I PORUSZAĆ SIĘ PO STARSZYCH POSTACH POPRZEZ NAWIGACJE "OLD".

Blog stworzyłam kilka lat temu by dzielić się moją twórczością. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł, aby wrócić do niego po dwóch latach. Nie jestem zagorzałą fanką blogowania, ale z chęcią majstruje opowiadania od czasu do czasu. Przyznać się muszę, że najlepiej mi się się pisze wierząc, że mam odbiorców - nawet jeśli to tylko moje wyobrażenie. Tak czy siak - PLEASE ENJOY.

30 days challenge którego się podjęłam polega na wymyślaniu przeze mnie historyjek do fanartów które losuje dla mnie przyjaciółka.


last.fm

30 Days Challenge - DZIEŃ 18 - "Ja, Kagami&Aomine"...
30 Days Challenge - DZIEŃ 17 - "Ja&Ja"
30 Days Challenge - DZIEŃ 16 - "Aomine&Kise"
30 Days Challenge - DZIEŃ 15 - "Daniel&Riki"
30 Days Challenge - DZIEŃ 14 - "Ja&Michał"
30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
30 Days Challenge - DZIEŃ 12 - "Jae&Hyun"
30 Days Challenge - DZIEŃ 11 - "Hirokumi&Kiichi"
30 Days Challenge - DZIEŃ 10 - "Akinori&Ja"
30 Days Challenge - DZIEŃ 9 - "Życie&Śmierć"
sierpnia 2010 września 2010 lipca 2012 sierpnia 2012 września 2012 grudnia 2012

OLD | NEW

 

 
30 Days Challenge - DZIEŃ 15 - "Daniel&Riki"
niedziela, 23 września 2012 // 03:57
0 Comments This Entry


- RIKI! DANIEL! Przestańcie już! Natychmiast!- krzyki WFisty przebijały się przez tłum zebranych uczniów.
W samym środku tego tłumu dwóch uczniów biło się i kłóciło. Chłopak w brązowych włosach nazywał się Riki. Wyglądał na zakłopotanego, trzymał rękę górującego nad nim Daniela, który przyduszał go. Daniel miał jasne blond włosy, prawie siwe. Patrzył na niego zarumieniony i wściekły, Riki chciał się uśmiechnąć…

                Siedzieli przed biurkiem dyrektora, uciekając wzrokiem po ścianach jego gabinetu. Dyrektor był czerwony ze złości i krzyczał na nich przypominając  im, że to już kolejna ich bitka i nie będzie tego dłużej znosił. Przerwał mu telefon. Zaraz po odłożeniu słuchawki wstał.
- Muszę wyjść do budynku A. Nie będzie mnie około 20 minut, a wy macie tu grzecznie na mnie czekać. Wykorzystajcie ten czas na pogodzenie się, bo jeśli to nie nastąpi obiecuję wam, że pożałujecie!
Wychodząc trzasnął drzwiami. Siedzieli chwile w ciszy, kiedy Riki wstał i popatrzył przez okno.
- Wszedł do parku.
Park dzielił budynki A,B i C od głównego budynku w którym się znajdowali oraz od akademików.
- Musimy się streszczać. – Riki poczuł oddech Daniela na  swojej szyi.
Daniel położył swoje ręce na rozporku Rikiego, przytulając go od tyłu. Rozpinając mu spodnie całował go po szyi. Riki pomału rozluźniał wszystkie swoje mięśnie, które co chwilę drgały pod wpływem uczucia rozkoszy. Kiedy Daniel poradził sobie ze spodniami Rikiego, odwrócił go do siebie szybkim ruchem i kucnął, biorąc do ręki członka Rikiego. Dotknął go czubkiem języka, Riki jęknął. Daniel chwilę bawił się liżąc, całując i masując penisa Rikiego.
- Daniel, mieliśmy się pośpieszyć.
Daniel zaśmiał się pod nosem.
 - Oprzyj się o okno. – powiedział i rozpiął swoje spodnie.
Jego członek już dawno był gotowy. Włożył do swoich ust dwa palce, po czym zwilży odbyt Rikiego. Nagle poczuł zniecierpliwienie, nawilżył więc lekko swojego członka i wepchnął go głęboko w Rikiego. Riki nie odczuł bólu, syknął przeciągle, ale po chwili sam zaczął rytmicznie ruszać biodrami. Chciał więcej i chciał dostać to szybko!
ch jęki wypełniły gabinet dyrektora. Riki próbował obserwować park, ale wciąż zamykał oczy, rozkosz zbierała się w nim, wydawała  się  sięgać coraz wyżej. Daniel obejmował go, jedną ręką pieścił członka Rikigo, drugą przytrzymywał jego szyję, by móc dostać się do ust. Pocałunki zlewały ich w jedność. Nie czuli nic poza sobą. Byli gotowi.

Dyrektor wszedł do swojego gabinetu, widząc chłopaków siedzących daleko od siebie jak przedtem. Jednak  coś było nie tak.
- Co to za intensywny zapach? Powietrze też stało się jakoś cięższe… – pomyślał.
Podszedł do okna i uchylił je lekko, opierając ręce o parapet.
-  Mam rozumieć, że się nie… - zamilkł.
Poczuł pod ręką coś lepkiego. Popatrzył na parapet i jęknął obrzydzony.
- CHOLERA JASNA! – krzyknął.
Riki i Daniel wybuchnęli śmiechem wybiegając z gabinetu.
- Kolejne miejsce odhaczone.  – śmiał się Daniel, łapiąc Rikiego za rękę.



30 Days Challenge - DZIEŃ 14 - "Ja&Michał"
piątek, 14 września 2012 // 07:27
0 Comments This Entry


„Nie mogę żyć bez niego.” – przeczytał Michał.
Moje oczy skierowały się na niego. Próbowałem się w niego nie wpatrywać, nie chciałem by zauważył. Jedyne co dostałbym od niego to śmiech. Śmiał by się ze mnie i nienawidziłby mnie coraz bardziej i bardziej… raniłby mnie, a ja  czułbym się jakbym umierał, więc to co jest teraz, co mam od niego teraz… wystarcza mi.
Dzwonek zadzwonił, oddał książkę nauczycielce, która wykrzykiwała zadanie domowe przez szum pakujących się uczniów. Zanim zdążyłem wstać Michał stał już przy mnie, opierając się o ławkę obok, całkowicie ignorując obecność jednej z koleżanek, która wciąż się pakowała i próbowała wydrzeć  zeszyt spod jego tyłka.


- Musimy się dzisiaj szybko owinąć z tymi korepetycjami, mam ważny mecz i…
- Nie musimy dzisiaj w ogóle się spotykać, dzień przerwy nic nam nie zrobi.
Zmarszczył brwi.
- Nie będę miał później czasu zrobić to zadanie, więc…
- Zrobię je dla Ciebie, nie martw się, przygotuj się na mecz.
- Myślałem, że wpadniesz popatrzeć…
- Nie znam się za bardzo na piłce nożnej.
- To nic, ważne że będziesz mi dopingował. Co Ty na to?? Przyjdziesz? – dotknął mojego ramienia i wszystko we mnie zadrżało.
Kiwnąłem głową, uśmiechnął się szeroko, już miał coś mówić kiedy usłyszeliśmy jak ktoś go woła.
- Wypatrzę Cię na podium! – pomachał mi.
Jestem jedyną osobą w tej klasie której nie ignoruje. Czuje się z tym naprawdę dobrze, ale nie oszukujmy się, pracuje za niego, więc przynajmniej byciem miłym mi się odwdzięcza. 
Przyszedłem na mecz. Obserwowałem go, rozglądał się lecz mnie nie znalazł, a nawet jeśli mnie zauważył nie dał żadnego znaku, że tak się stało. Grał świetnie, chociaż pod koniec widocznie był zmęczony. Kiedy mecz dobiegł końca ruszyłem do wyjścia. Zatrzymała mnie tam grupa dziewczyn wciskając mi do rąk listy miłosne zaadresowane do Michała.  Mówiły, że wiedzą że jestem jego najlepszym przyjacielem i żebym nie próbował ich oszukać. Wziąłem więc te listy i postanowiłem je przekazać, chociaż wolałbym je spalić. 

Następnego dnia Michał nie był zbyt rozmowny. Po lekcjach szedł obok mnie bez słowa, dopiero kiedy minęliśmy bramę szkoły zdecydował się odezwać.
- Dlaczego nie przyszedłeś na mecz?
- Poszedłem. – zdziwiłem się.
- Szukałem Cię cały czas w trakcie i po meczu, ale nigdzie Cię nie było, więc nie kłam…
- Nie kłamię! – wrzasnąłem. – Zresztą mam dowód.
- Jaki dowód?
- Kiedy wychodziłem dopadły mnie Twoje fanki i kazały mi przekazać Ci listy od nich. Są w domu, dam Ci je od razu.
Westchnął.
- Nigdy mi nie dadzą spokoju, przepraszam że Ciebie w to wciągnąłem. One po prostu nie rozumieją kiedy mówi się im ‘’nie’’.
- Czemu miałbyś którejś z nich powiedzieć „nie”? Były naprawdę ładne.
- Tak uważasz? – kiwnąłem głową. – Jeśli chcesz mogę spróbować Cię z którąś umówić.
Zaczerwieniłem się.
- Żadna z nich nie chciałaby się ze mną umówić, nawet przez Twoje namowy…
- A założymy się? – jego śmiech nie przeszkadzał mi nawet kiedy czułem się obrażony.
- Nie muszę się o takie rzeczy zakładać. Zresztą to Twoje fanki, znajdę sobie sam dziewczynę. – powiedziałem zimno i przyśpieszyłem kroku.
- Eeeej! Przepraszam. – powtarzał przez drogę do mnie, ale nie odpowiadałem.
- Mamo, jesteśmy! – krzyknąłem, dając jej tym znak, że przyszedłem z Michałem.
Była do tego przyzwyczajona, odgrzewała nam obiad i przynosiła do pokoju. Zjadaliśmy go i wracaliśmy do zadań. Dzisiaj szło nam naprawdę powoli. Michał nie mógł załapać matematyki, więc skończyło się na  tym że postanowił przenocować u mnie. Zanim zorientowałem się, na co przytaknąłem, nie było już wyjścia.
Wróciłem z łazienki i rzuciłem się na łóżko wtulając w poduszkę. Po chwili czując jak Michał czołga się po łóżku w moją stronę. Moja koszulka lekko się podniosła i nagle poczułem łaskotanie, Michał trzymał głowę pod nią. Odskoczyłem.
- Co Ty wyprawiasz?
- Jestem zmęczony, a światło się świeci, chciałem dać Ci jakoś znać, żebyś  już je zgasił.
- Mogłeś po prostu powiedzieć. – wstałem i zgasiłem światło, czując jak moje serce bije tak mocno, że aż bolało.
Wracając do łóżka potknąłem się o coś, co okazało się być nogą Michała. Wpadłem na łóżko połową ciała. Usłyszałem śmiech Michała i nagle zorientowałem się, że moja twarz leży na jego podbrzuszu.
- Twój oddech mnie łaskoczę. – powiedział.
Wstałem jak oparzony. Słyszałem jak Michał powoli przesuwa się na łóżku, poczułem jego ręce na biodrach. Pomału wstał, wędrując nimi wzdłuż mojego ciała. Zacząłem drżeć.
- Podoba Ci się to? – usłyszałem jego szept, czując jego oddech na szyi.
Moje ciało wygięło się pod wpływem dreszczy. Jęknąłem. Jego ręce znalazły się na mojej twarzy, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- C-c-co Ty robisz? – powiedziałem niepewnie.
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Huh?
Znowu mnie pocałował. Czułem jak powoli siada na łóżko ciągnąc mnie za sobą.


Leżałem nagi pod kołdrą, przykrywając się nią pod sam nos. To co przed chwilą się stało było cudowne. Michał spał obok mnie, cicho oddychając, rozwalony na pół łóżka z ramionami otwartymi, zapraszającymi mnie do siebie. Lekko położyłem się na jego klacie, jego serce biło powoli.
- Kocham Cię. – szepnąłem z uśmiechem.
Jego ręce nagle objęły mnie mocno. Poczułem pocałunek na czole.
- Ja Ciebie też.

Etykiety: , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
wtorek, 4 września 2012 // 06:29
0 Comments This Entry


Między nami coś pękło, coś zniknęło. Kiedy trzymał mnie za rękę, nie czułem już tych dreszczy, nie czułem żadnego ciepła… nic nie czułem. Trzymanie go  za rękę – moja ciało oddziaływało automatycznie, po prostu kiedy szliśmy koło siebie, nasze ręce zbliżały się ku sobie od razu… tylko z czasem nawet tego nie zauważaliśmy. Szliśmy koło siebie jak zawsze,  jedyną różnicą był brak uczuć.
Żaden z nas nie mówił słowa. Nie popatrzyliśmy na siebie ani na chwilę. Kiedy rozdzielały się nasze drogi do domów, mówiąc ‘do zobaczenia’, odwróciliśmy się w swoje strony, jakby nas tam w ogóle nie było. Nie wymieniliśmy jednego spojrzenia.
Stanąłem jak wryty na środku parku, za którym mieścił się blok z moim mieszkaniem. To już jest koniec. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie. Nie wierzyłem, że moje serce kiedyś przestanie dla niego bić. W mojej głowie przewijały się wspomnienia. Pierwsze zauroczenie, uśmiechy, randka, pocałunek… nasza piosenka, ulubione chipsy, ulubiona pozycja, wspólne kąpiele, plany na przyszłość… łączyło nas tak wiele. Kiedy to straciło na znaczeniu? Odwróciłem się. Poczułem krople deszczu na ręce, moje ciało jednak postanowiło już swoje. Biegłem do jego mieszkania, chciałem spojrzeć mu w twarz i stwierdzić ostatecznie… czy nasz związek ma sens, czy go jeszcze kocham…  
       Lało jak z cebra. Przemokłem. Mój oddech stał się ciężki, ale widziałem już jego blok. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w klatce, usiąść przy grzejniku, porozmawiać z nim. Zbliżałem się więc coraz bardziej, nie przerywając biegu.
Im byłem bliżej tym byłem pewniejszy, ta niebieska parasolka należy do niego. Ma na sobie chmury, które sam namalował. Chowaliśmy się pod nim kilka razy, śmiejąc i uciekając zimnym kroplom. Śmialiśmy się z nich, nie udawało się im nas dorwać.

Podszedłem zdyszany do parasola, odchylił się lekko. Moje serce zaczęło szybciej bić.  Pochylał się nad jakimś brunetem… zakrywał go swoją parasolką pod którą kiedyś chował mnie. Zamknął oczy, zbliżał się do niego… coraz bliżej…
- K…Kobo… - z moich ust wydobył się jęk.
Brunet odskoczył jak poparzony. Złapał się za usta. Popatrzył na Kobo, ale ten wpatrywał się we mnie, zdziwiony. Jego oczy zdawały się trząść, jakby wystraszone. Brunet wybiegł spod parasola i znikł za blokiem. Kobo nie ruszył się z miejsca. Patrzył na mnie. Moje serce… przestało bić. Odwróciłem się i ruszyłem z powrotem do siebie. Już wiedziałem co zabiło nasze uczucie. Wszystko uderzyło we mnie z podwójną siłą. Kobo zrobił się oziębły, rozmawialiśmy coraz rzadziej, coraz rzadziej gdzieś wychodziliśmy, a jeśli już to ja go o to prosiłem, całował mnie bez namiętności, pełny zobojętnienia. Wciąż miałem wrażenie że jest śpiący, albo rozkojarzony, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Oddalał się ode mnie, a ja mu na to pozwalałem, nie widząc do czego to prowadzi… a może ja też już nie mogłem tego ciągnąć? W pewnym momencie byłem sam w tym związku, chociaż tworzyła go dwójka. Już wiedziałem dlaczego. Odpowiedź przyszła do mnie tak jak tego chciałem.
„Kobo… już Ciebie nie potrzebuje.” – moje serce spokojnie do mnie mówiło.

Etykiety: , , , , , ,