30 Days Challenge - DZIEŃ 15 - "Daniel&Riki"
- RIKI! DANIEL! Przestańcie już! Natychmiast!- krzyki WFisty przebijały się przez tłum zebranych uczniów.
W samym środku tego tłumu dwóch uczniów biło się i kłóciło. Chłopak w brązowych włosach nazywał się Riki. Wyglądał na zakłopotanego, trzymał rękę górującego nad nim Daniela, który przyduszał go. Daniel miał jasne blond włosy, prawie siwe. Patrzył na niego zarumieniony i wściekły, Riki chciał się uśmiechnąć…
Siedzieli przed biurkiem dyrektora, uciekając wzrokiem po ścianach jego gabinetu. Dyrektor był czerwony ze złości i krzyczał na nich przypominając im, że to już kolejna ich bitka i nie będzie tego dłużej znosił. Przerwał mu telefon. Zaraz po odłożeniu słuchawki wstał.
- Muszę wyjść do budynku A. Nie będzie mnie około 20 minut, a wy macie tu grzecznie na mnie czekać. Wykorzystajcie ten czas na pogodzenie się, bo jeśli to nie nastąpi obiecuję wam, że pożałujecie!
Wychodząc trzasnął drzwiami. Siedzieli chwile w ciszy, kiedy Riki wstał i popatrzył przez okno.
- Wszedł do parku.
Park dzielił budynki A,B i C od głównego budynku w którym się znajdowali oraz od akademików.
- Musimy się streszczać. – Riki poczuł oddech Daniela na swojej szyi.
Daniel położył swoje ręce na rozporku Rikiego, przytulając go od tyłu. Rozpinając mu spodnie całował go po szyi. Riki pomału rozluźniał wszystkie swoje mięśnie, które co chwilę drgały pod wpływem uczucia rozkoszy. Kiedy Daniel poradził sobie ze spodniami Rikiego, odwrócił go do siebie szybkim ruchem i kucnął, biorąc do ręki członka Rikiego. Dotknął go czubkiem języka, Riki jęknął. Daniel chwilę bawił się liżąc, całując i masując penisa Rikiego.
- Daniel, mieliśmy się pośpieszyć.
Daniel zaśmiał się pod nosem.
- Oprzyj się o okno. – powiedział i rozpiął swoje spodnie.
Jego członek już dawno był gotowy. Włożył do swoich ust dwa palce, po czym zwilży odbyt Rikiego. Nagle poczuł zniecierpliwienie, nawilżył więc lekko swojego członka i wepchnął go głęboko w Rikiego. Riki nie odczuł bólu, syknął przeciągle, ale po chwili sam zaczął rytmicznie ruszać biodrami. Chciał więcej i chciał dostać to szybko!
ch jęki wypełniły gabinet dyrektora. Riki próbował obserwować park, ale wciąż zamykał oczy, rozkosz zbierała się w nim, wydawała się sięgać coraz wyżej. Daniel obejmował go, jedną ręką pieścił członka Rikigo, drugą przytrzymywał jego szyję, by móc dostać się do ust. Pocałunki zlewały ich w jedność. Nie czuli nic poza sobą. Byli gotowi.
Dyrektor wszedł do swojego gabinetu, widząc chłopaków siedzących daleko od siebie jak przedtem. Jednak coś było nie tak.
- Co to za intensywny zapach? Powietrze też stało się jakoś cięższe… – pomyślał.
Podszedł do okna i uchylił je lekko, opierając ręce o parapet.
- Mam rozumieć, że się nie… - zamilkł.
Poczuł pod ręką coś lepkiego. Popatrzył na parapet i jęknął obrzydzony.
- CHOLERA JASNA! – krzyknął.
Riki i Daniel wybuchnęli śmiechem wybiegając z gabinetu.
- Kolejne miejsce odhaczone. – śmiał się Daniel, łapiąc Rikiego za rękę.
30 Days Challenge - DZIEŃ 14 - "Ja&Michał"
„Nie mogę żyć bez niego.” –
przeczytał Michał.
Moje oczy skierowały się na niego. Próbowałem się w niego nie wpatrywać, nie
chciałem by zauważył. Jedyne co dostałbym od niego to śmiech. Śmiał by się ze
mnie i nienawidziłby mnie coraz bardziej i bardziej… raniłby mnie, a ja czułbym się jakbym umierał, więc to co jest
teraz, co mam od niego teraz… wystarcza mi.
Dzwonek zadzwonił, oddał książkę nauczycielce, która wykrzykiwała zadanie
domowe przez szum pakujących się uczniów. Zanim zdążyłem wstać Michał stał już
przy mnie, opierając się o ławkę obok, całkowicie ignorując obecność jednej z
koleżanek, która wciąż się pakowała i próbowała wydrzeć zeszyt spod jego tyłka.
- Musimy
się dzisiaj szybko owinąć z tymi korepetycjami, mam ważny mecz i…
- Nie musimy dzisiaj w ogóle się spotykać, dzień przerwy nic nam nie zrobi.
Zmarszczył brwi.
- Nie będę miał później czasu zrobić to zadanie, więc…
- Zrobię je dla Ciebie, nie martw się, przygotuj się na mecz.
- Myślałem, że wpadniesz popatrzeć…
- Nie znam
się za bardzo na piłce nożnej.
- To nic, ważne że będziesz mi dopingował. Co Ty na to?? Przyjdziesz? – dotknął
mojego ramienia i wszystko we mnie zadrżało.
Kiwnąłem głową, uśmiechnął się szeroko, już miał coś mówić kiedy usłyszeliśmy
jak ktoś go woła.
- Wypatrzę Cię na podium! – pomachał mi.
Jestem jedyną osobą w tej klasie której nie ignoruje. Czuje się z tym naprawdę
dobrze, ale nie oszukujmy się, pracuje za niego, więc przynajmniej byciem miłym
mi się odwdzięcza.
Przyszedłem
na mecz. Obserwowałem go, rozglądał się lecz mnie nie znalazł, a nawet jeśli
mnie zauważył nie dał żadnego znaku, że tak się stało. Grał świetnie, chociaż
pod koniec widocznie był zmęczony. Kiedy mecz dobiegł końca ruszyłem do
wyjścia. Zatrzymała mnie tam grupa dziewczyn wciskając mi do rąk listy miłosne
zaadresowane do Michała. Mówiły, że
wiedzą że jestem jego najlepszym przyjacielem i żebym nie próbował ich oszukać.
Wziąłem więc te listy i postanowiłem je przekazać, chociaż wolałbym je spalić.
Następnego
dnia Michał nie był zbyt rozmowny. Po lekcjach szedł obok mnie bez słowa,
dopiero kiedy minęliśmy bramę szkoły zdecydował się odezwać.
- Dlaczego nie przyszedłeś na mecz?
- Poszedłem. – zdziwiłem się.
- Szukałem Cię cały czas w trakcie i po meczu, ale nigdzie Cię nie było, więc
nie kłam…
- Nie kłamię! – wrzasnąłem. – Zresztą mam dowód.
- Jaki dowód?
- Kiedy wychodziłem dopadły mnie Twoje fanki i kazały mi przekazać Ci listy od
nich. Są w domu, dam Ci je od razu.
Westchnął.
- Nigdy mi nie dadzą spokoju, przepraszam że Ciebie w to wciągnąłem. One po
prostu nie rozumieją kiedy mówi się im ‘’nie’’.
- Czemu miałbyś którejś z nich powiedzieć „nie”? Były naprawdę ładne.
- Tak uważasz? – kiwnąłem głową. – Jeśli chcesz mogę spróbować Cię z którąś
umówić.
Zaczerwieniłem się.
- Żadna z nich nie chciałaby się ze mną umówić, nawet przez Twoje namowy…
- A założymy się? – jego śmiech nie przeszkadzał mi nawet kiedy czułem się
obrażony.
- Nie muszę się o takie rzeczy zakładać. Zresztą to Twoje fanki, znajdę sobie
sam dziewczynę. – powiedziałem zimno i przyśpieszyłem kroku.
- Eeeej! Przepraszam. – powtarzał przez drogę do mnie, ale nie odpowiadałem.
- Mamo, jesteśmy! – krzyknąłem, dając jej tym znak, że przyszedłem z Michałem.
Była do tego przyzwyczajona, odgrzewała nam obiad i przynosiła do pokoju.
Zjadaliśmy go i wracaliśmy do zadań. Dzisiaj szło nam naprawdę powoli. Michał
nie mógł załapać matematyki, więc skończyło się na tym że postanowił przenocować u mnie. Zanim
zorientowałem się, na co przytaknąłem, nie było już wyjścia.
Wróciłem z łazienki i rzuciłem się na łóżko wtulając w poduszkę. Po chwili
czując jak Michał czołga się po łóżku w moją stronę. Moja koszulka lekko się
podniosła i nagle poczułem łaskotanie, Michał trzymał głowę pod nią.
Odskoczyłem.
- Co Ty wyprawiasz?
- Jestem zmęczony, a światło się świeci, chciałem dać Ci jakoś znać, żebyś już je zgasił.
- Mogłeś po prostu powiedzieć. – wstałem i zgasiłem światło, czując jak moje
serce bije tak mocno, że aż bolało.
Wracając do łóżka potknąłem się o coś, co okazało się być nogą Michała. Wpadłem
na łóżko połową ciała. Usłyszałem śmiech Michała i nagle zorientowałem się, że
moja twarz leży na jego podbrzuszu.
- Twój oddech mnie łaskoczę. – powiedział.
Wstałem jak oparzony. Słyszałem jak Michał powoli przesuwa się na łóżku,
poczułem jego ręce na biodrach. Pomału wstał, wędrując nimi wzdłuż mojego
ciała. Zacząłem drżeć.
- Podoba Ci się to? – usłyszałem jego szept, czując jego oddech na szyi.
Moje ciało wygięło się pod wpływem dreszczy. Jęknąłem. Jego ręce znalazły się
na mojej twarzy, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- C-c-co Ty robisz? – powiedziałem niepewnie.
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Huh?
Znowu mnie pocałował. Czułem jak powoli siada na łóżko ciągnąc mnie za sobą.
Leżałem
nagi pod kołdrą, przykrywając się nią pod sam nos. To co przed chwilą się stało
było cudowne. Michał spał obok mnie, cicho oddychając, rozwalony na pół łóżka z
ramionami otwartymi, zapraszającymi mnie do siebie. Lekko położyłem się na jego
klacie, jego serce biło powoli.
- Kocham Cię. – szepnąłem z uśmiechem.
Jego ręce nagle objęły mnie mocno. Poczułem pocałunek na czole.
- Ja Ciebie też.
Etykiety: challenge, fanfiction, gay, life, opowiadanie, story, yaoi
30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
Między nami coś pękło, coś zniknęło. Kiedy trzymał mnie za
rękę, nie czułem już tych dreszczy, nie czułem żadnego ciepła… nic nie czułem.
Trzymanie go za rękę – moja ciało
oddziaływało automatycznie, po prostu kiedy szliśmy koło siebie, nasze ręce zbliżały
się ku sobie od razu… tylko z czasem nawet tego nie zauważaliśmy. Szliśmy koło
siebie jak zawsze, jedyną różnicą był
brak uczuć.
Żaden z nas nie mówił słowa. Nie popatrzyliśmy na siebie ani na chwilę. Kiedy
rozdzielały się nasze drogi do domów, mówiąc ‘do zobaczenia’, odwróciliśmy się
w swoje strony, jakby nas tam w ogóle nie było. Nie wymieniliśmy jednego
spojrzenia.
Stanąłem jak wryty na środku parku, za którym mieścił się blok z moim
mieszkaniem. To już jest koniec. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie. Nie
wierzyłem, że moje serce kiedyś przestanie dla niego bić. W mojej głowie
przewijały się wspomnienia. Pierwsze zauroczenie, uśmiechy, randka, pocałunek…
nasza piosenka, ulubione chipsy, ulubiona pozycja, wspólne kąpiele, plany na
przyszłość… łączyło nas tak wiele. Kiedy to straciło na znaczeniu?
Odwróciłem się. Poczułem krople deszczu na ręce, moje
ciało jednak postanowiło już swoje. Biegłem do jego mieszkania, chciałem
spojrzeć mu w twarz i stwierdzić ostatecznie… czy nasz związek ma sens, czy go
jeszcze kocham…
Lało jak z cebra. Przemokłem. Mój oddech stał się ciężki,
ale widziałem już jego blok. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w klatce,
usiąść przy grzejniku, porozmawiać z nim. Zbliżałem się więc coraz bardziej,
nie przerywając biegu.
Im byłem bliżej tym
byłem pewniejszy, ta niebieska parasolka należy do niego. Ma na sobie chmury,
które sam namalował. Chowaliśmy się pod nim kilka razy, śmiejąc i uciekając
zimnym kroplom. Śmialiśmy się z nich, nie udawało się im nas dorwać.
Podszedłem zdyszany do parasola, odchylił się lekko. Moje serce zaczęło
szybciej bić. Pochylał się nad jakimś
brunetem… zakrywał go swoją parasolką pod którą kiedyś chował mnie. Zamknął
oczy, zbliżał się do niego… coraz bliżej…
- K…Kobo… - z moich ust wydobył się jęk.
Brunet odskoczył jak poparzony. Złapał się za usta. Popatrzył na Kobo, ale ten
wpatrywał się we mnie, zdziwiony. Jego oczy zdawały się trząść, jakby
wystraszone. Brunet wybiegł spod parasola i znikł za blokiem. Kobo nie ruszył
się z miejsca. Patrzył na mnie. Moje serce… przestało bić. Odwróciłem się i
ruszyłem z powrotem do siebie. Już wiedziałem co zabiło nasze uczucie. Wszystko
uderzyło we mnie z podwójną siłą. Kobo zrobił się oziębły, rozmawialiśmy coraz
rzadziej, coraz rzadziej gdzieś wychodziliśmy, a jeśli już to ja go o to
prosiłem, całował mnie bez namiętności, pełny zobojętnienia. Wciąż miałem
wrażenie że jest śpiący, albo rozkojarzony, ale nie chciał ze mną rozmawiać.
Oddalał się ode mnie, a ja mu na to pozwalałem, nie widząc do czego to
prowadzi… a może ja też już nie mogłem tego ciągnąć? W pewnym momencie byłem
sam w tym związku, chociaż tworzyła go dwójka. Już wiedziałem dlaczego.
Odpowiedź przyszła do mnie tak jak tego chciałem.
„Kobo… już Ciebie nie potrzebuje.” – moje serce spokojnie do
mnie mówiło.
Etykiety: challenge, fanfiction, gay, life, opowiadanie, story, yaoi