30 Days Challenge - DZIEŃ 18 - "Ja, Kagami&Aomine" / HAPPY NEW YEAR!
Nie ważne jak bardzo go nienawidziłem, zawsze
chciałem być obok niego. Dotarło to do mnie nagle. Siedzieliśmy w kościele na
mszy świątecznej. Rozpaczliwie wpatrywałem się w jego plecy marząc by znaleźć
się obok niego i zrobić mu na złość. Wpatrywałem się intensywnie, wierząc że to
sprawi iż się odwróci. Nie odwrócił się.
- Aomine jest nowy w naszej drużynie więc
przywitajcie go ciepło! Przyjechał do nas z ameryki, na jakiej pozycji grałeś?
- Każdej. – odpowiedział szybko, jego oczy wędrowały po wszystkich uczniach
grających w szkolnej drużynie koszykówki.
- A specjalizowałeś się w .. ? – trener się nie poddawał.
- Atak. Na meczach grałem w ataku. – nie odwracał wzroku od nas.
Kiedy jego oczy spotkały się z moimi oboje
zmrużyliśmy je, wyzywając się do pojedynku od razu. I tak właśnie zaczęła się
nasza znajomość na początku drugiej klasy gimnazjum.
Z
tamtego czasu pamiętam dobrze mecz mistrzostw krajowych. Przebiliśmy się
wygrywając wszystkie mecze. Dzięki sukcesom nauczyciele często dawali nam ulgi, podziwiano nas jak profesjonalnych sportowców i nagle koszykówka stała się ogromnie popularna w naszym mieście.
Prowadzono kilka szkółek i otwarte treningi wieczorne. Często podchodzili do nas
młodsi koledzy pytając o rady. To było miłe, a działo się to już na drugim roku
liceum. Na meczu decydującym dawaliśmy z siebie wszystko, ale byliśmy
bezbłędni. Każde podanie było dokładne, kiedy mieliśmy piłkę w rękach - nikt nie mógł jej nam odebrać. Zniszczyliśmy naszych przeciwników. Słysząc gwizdem zakańczający mecz patrzyłem za Aomine. On już biegł w moją stronę.
W końcu msza się skończyła. Wychodziłem z rodzicami,
prosząc ich by poszli przodem bo „chcę przywitać się ze znajomym”, kiwnęli
głowami i oddalili się. Czekałem na Aomine, a kiedy zauważyłem jego
niebieską czuprynę serce zabiło mi szybciej i mocniej. O dziwo od razu
skierował się do mnie, podnosząc lewy kącik ust do góry.
- Kagami! Nie wiedziałem, że wierzysz w Boga. -
wzruszyłem ramionami. - Czekasz na mnie?
- Nie czuj się wyróżniony, chciałem się tylko
przywitać.
- HOHO! Kagami się chce ze mną przywitać! A może chcesz rewanżu za te pięć
ostatnich przegranych meczy?
- Pfff... dobrze wiesz, że jeden na jednego jestem od Ciebie lepszy.
- To może być nasz ostatni pojedynek. - dodał nagle.
- Co? - zmarszczyłem brwi. - Dlaczego?
- Co się tak przejąłeś. - zaśmiał się kładąc swoją
rękę na moim ramieniu, czułem jak uginają mi się nogi... czy ja się pociłem w
takie zimno? - Wyjeżdżam z powrotem do stanów po nowym roku, więc z chęcią
zmierzyłbym się z Tobą ostatni raz.
Zaniemówiłem, patrzyłem na niego i miałem się ochotę
rozpłakać. Musiałem się szybko wycofać.
- W porządku, widzimy się jutro w południe w hali sportowej! Nie zapomnij! W
POŁUDNIE! – krzyknąłem
oddalając się szybko. Zatrzymywałem łzy z całej siły,
czując jak gardło kuje mnie w sprzeciwie.
Tej nocy nie zmrużyłem oka. Znowu przez cały wieczór
słuchałem głupich pytań na które nie miałem ochoty odpowiadać.
Siedziałem na hali sportowej, przebrany i rozgrzany.
Byłem już na miejscu godzinę wcześniej i to mimo że powstrzymywałem się by nie
wyjść z domu jeszcze wcześniej. Za pięć minut wybije południe... drzwi do hali
otworzyły się.
- Ahomine! Nie wierzę własnym oczom! Nie spóźniłeś się, a nawet jesteś
wcześniej!
- Jeszcze się nie przebrałem ani
rozgrzałem, poczekasz sobie jak zawsze Bakagami!
Roześmiałem się, prawdziwie i szczerze. Kiedy zorientowałem się jak
nienaturalne to było przy Aomine, spoważniałem nagle i popatrzyłem na niego,
ale on się uśmiechał jakby nigdy nic, kierując do szatni.
Gra nie szła mi w ogóle.
- Kagami co jest? Nie w formie po świętach? - śmiał
się.
Gdyby wiedział że każde jego otarcie sprawia mi tyle
samo przyjemności co bólu. Gdyby wiedział, że zapach jego potu doprowadza mnie
do szaleństwa, że gdy jego oddech ląduje na mojej szyi lub twarzy trzęsą mi się
uda i czuje lekkie łaskotanie w brzuchu... to wszystko... nie mogłem się
skoncentrować. I mam już nigdy go nie zobaczyć?
Wywróciłem się. Pochyliłem głowę, opierając łokcie o kolana. Znowu
zatrzymywałem łzy. Aomine znalazł się obok mnie.
- Wszystko w porządku? Boli Cię coś?
Wstałem.
- Kończymy. - powiedziałem i ruszyłem do szatni.
Wziąłem szybko prysznic, omijając Aomine jak tylko mogłem. Ubieraliśmy się w
ciszy i w ciszy wyszliśmy z hali. Dziwiłem się że Aomine mi nie dokucza. Szedł
obok mnie, jego ciało tak blisko mnie, nasze ręce prawie ocierające się o
siebie – czy między nimi jest magnes? - moją rękę wręcz ciągnęło do jego ręki.
Cholera, wariowałem.
Stanęliśmy przy przejeździe kolejowym, który właśnie zamknęli. Naszą ciszę
zagłuszył przejeżdżający pociąg.
Zabrakło mi tchu. Czułem jak mdleje, czy to się dzieję naprawdę? Czy Aomine właśnie...
Odsunął się ode mnie. Bałem się otworzyć oczy. Wciąż czułem ciepło jego ust,
czułem jego język... łzy popłynęły. Znowu cisza.
Bałem się otworzyć oczy.
Poczułem jego rękę na swojej, ciągnął mnie gdzieś. Otworzyłem oczy i patrzyłem
na jego plecy. Jego sylwetka ciągnęła mnie za sobą pewna siebie, cały Aomine.
Kiedy zatrzymał się, odwrócił się do mnie. Byliśmy schowani za budynkiem.
Pocałował mnie znowu. Objąłem go mocno, odwzajemnił to. Czułem jak przepływa
przez niego zniecierpliwienie i uczucia, różne... złość, miłość?
- Nie chce żebyś wyjeżdżał. - powiedziałem nagle, nie mogłem uwierzyć że
powiedziałem to na głos.
- Ja też tego nie chcę. - mruknął cicho.
- Kocham Cię, Aomine. - KAGAMI CO TY BREDZISZ!
- Ja Ciebie też Kagami.
Znowu płakałem. PŁAKAŁEM. ZNOWU. PRZEZ DURNEGO
AOMINE.
Teraz ja go pocałowałem i widziałem jak po jego
policzku spływa łza.
- Spędźmy nowy rok razem. - powiedział.
Skinąłem głową. Przytuliliśmy się z powrotem. Nie wiem ile tam staliśmy, kiedy
byłem w domu było już ciemno. Płakałem i śmiałem się na przemian. Mama pokręciła
głową na mój widok. Być szczęśliwym i nieszczęśliwym jednocześnie. To cholernie
męczące.
Aomine... - szepnąłem do siebie. I wraz z tym szeptem oblało mnie ciepło,
zapragnąłem go znowu zobaczyć. Aomine... - poczułem ścisk w gardle, już
niedługo nie będę go mógł zobaczyć nawet jeśli będę chciał.
- Kagami, ktoś do Ciebie! - usłyszałem.
Zbiegłem ze schodów potykając się o własną skarpetkę. Spadłem kilka stopni, wstawałem lekko wzdychając z bólu. W końcu udało mi się wyprostować, a kiedy to nastąpiło spojrzałem prosto na cicho śmiejącego się Aomine.
- Pokraka jak zawsze. - chichotał.
- Widzisz! To wszystko przez Ciebie!
- Przepraszam. - powoli uspakajał śmiech.
Wyciągnął zza pleców pojedynczego kwiatka.
- Dla mnie? - popatrzyłem na niego zdziwiony, ale on tylko kiwnął głową.
- Chciałem Cię jak najszybciej
zobaczyć.
- Coś się stało?
- Wiesz moi rodzice pojechali do dalszej rodziny na nowy rok, przez trzy dni
mam wolną chatę...
- Muszę się spakować! - przerwałem mu i oboje wybuchliśmy śmiechem.
Tego wieczoru kochaliśmy się po raz pierwszy, ale nie po raz ostatni. Czekały
nas trzy gorące dni i nikt ani nic nie mogło nam w tym przeszkodzić.
Ja i Aomine. - moje serce się uśmiecha wciąż na myśl
o nim. Nawet jeśli go już nie ma obok mnie. Jego miłość... jakby jest, jakby
kryła się we mnie.
Etykiety: challenge, fanfiction, gay, life, opowiadanie, story, yaoi
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home