UDOSKONALIŁAM TROCHĘ SZABLON!TERAZ MOŻECIE DODAWAĆ KOMENTARZE I PORUSZAĆ SIĘ PO STARSZYCH POSTACH POPRZEZ NAWIGACJE "OLD".

Blog stworzyłam kilka lat temu by dzielić się moją twórczością. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł, aby wrócić do niego po dwóch latach. Nie jestem zagorzałą fanką blogowania, ale z chęcią majstruje opowiadania od czasu do czasu. Przyznać się muszę, że najlepiej mi się się pisze wierząc, że mam odbiorców - nawet jeśli to tylko moje wyobrażenie. Tak czy siak - PLEASE ENJOY.

30 days challenge którego się podjęłam polega na wymyślaniu przeze mnie historyjek do fanartów które losuje dla mnie przyjaciółka.


last.fm

30 Days Challenge - DZIEŃ 18 - "Ja, Kagami&Aomine"...
30 Days Challenge - DZIEŃ 17 - "Ja&Ja"
30 Days Challenge - DZIEŃ 16 - "Aomine&Kise"
30 Days Challenge - DZIEŃ 15 - "Daniel&Riki"
30 Days Challenge - DZIEŃ 14 - "Ja&Michał"
30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
30 Days Challenge - DZIEŃ 12 - "Jae&Hyun"
30 Days Challenge - DZIEŃ 11 - "Hirokumi&Kiichi"
30 Days Challenge - DZIEŃ 10 - "Akinori&Ja"
30 Days Challenge - DZIEŃ 9 - "Życie&Śmierć"
sierpnia 2010 września 2010 lipca 2012 sierpnia 2012 września 2012 grudnia 2012

OLD

 

 
30 Days Challenge - DZIEŃ 18 - "Ja, Kagami&Aomine" / HAPPY NEW YEAR!
poniedziałek, 31 grudnia 2012 // 08:08
0 Comments This Entry



Nie ważne jak bardzo go nienawidziłem, zawsze chciałem być obok niego. Dotarło to do mnie nagle. Siedzieliśmy w kościele na mszy świątecznej. Rozpaczliwie wpatrywałem się w jego plecy marząc by znaleźć się obok niego i zrobić mu na złość. Wpatrywałem się intensywnie, wierząc że to sprawi iż się odwróci. Nie odwrócił się.

- Aomine jest nowy w naszej drużynie więc przywitajcie go ciepło! Przyjechał do nas z ameryki, na jakiej pozycji grałeś?
- Każdej. – odpowiedział szybko, jego oczy wędrowały po wszystkich uczniach grających w szkolnej drużynie koszykówki.
- A specjalizowałeś się w .. ? – trener się nie poddawał.
- Atak. Na meczach grałem w ataku. – nie odwracał wzroku od nas.
Kiedy jego oczy spotkały się z moimi oboje zmrużyliśmy je, wyzywając się do pojedynku od razu. I tak właśnie zaczęła się nasza znajomość na początku drugiej klasy gimnazjum.
        Z tamtego czasu pamiętam dobrze mecz mistrzostw krajowych. Przebiliśmy się wygrywając wszystkie mecze. Dzięki sukcesom nauczyciele często dawali nam ulgi, podziwiano nas jak profesjonalnych sportowców i nagle koszykówka stała się ogromnie popularna w naszym mieście. Prowadzono kilka szkółek i otwarte treningi wieczorne. Często podchodzili do nas młodsi koledzy pytając o rady. To było miłe, a działo się to już na drugim roku liceum. Na meczu decydującym dawaliśmy z siebie wszystko, ale byliśmy bezbłędni. Każde podanie było dokładne, kiedy mieliśmy piłkę w rękach - nikt nie mógł jej nam odebrać. Zniszczyliśmy naszych przeciwników. Słysząc gwizdem zakańczający mecz patrzyłem za Aomine. On już biegł w moją stronę.

W końcu msza się skończyła. Wychodziłem z rodzicami, prosząc ich by poszli przodem bo „chcę przywitać się ze znajomym”, kiwnęli głowami i oddalili się. Czekałem na Aomine, a kiedy zauważyłem jego niebieską czuprynę serce zabiło mi szybciej i mocniej. O dziwo od razu skierował się do mnie, podnosząc lewy kącik ust do góry.
- Kagami! Nie wiedziałem, że wierzysz w Boga. - wzruszyłem ramionami. - Czekasz na mnie?
- Nie czuj się wyróżniony, chciałem się tylko przywitać.
- HOHO! Kagami się chce ze mną przywitać! A może chcesz rewanżu za te pięć ostatnich przegranych meczy?
- Pfff... dobrze wiesz, że jeden na jednego jestem od Ciebie lepszy.
- To może być nasz ostatni pojedynek. - dodał nagle.
- Co? - zmarszczyłem brwi. - Dlaczego?
- Co się tak przejąłeś. - zaśmiał się kładąc swoją rękę na moim ramieniu, czułem jak uginają mi się nogi... czy ja się pociłem w takie zimno? - Wyjeżdżam z powrotem do stanów po nowym roku, więc z chęcią zmierzyłbym się z Tobą ostatni raz.
Zaniemówiłem, patrzyłem na niego i miałem się ochotę rozpłakać. Musiałem się szybko wycofać.
- W porządku, widzimy się jutro w południe w hali sportowej! Nie zapomnij! W POŁUDNIE! – krzyknąłem
oddalając się szybko. Zatrzymywałem łzy z całej siły, czując jak gardło kuje mnie w sprzeciwie.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Znowu przez cały wieczór słuchałem głupich pytań na które nie miałem ochoty odpowiadać.

Siedziałem na hali sportowej, przebrany i rozgrzany. Byłem już na miejscu godzinę wcześniej i to mimo że powstrzymywałem się by nie wyjść z domu jeszcze wcześniej. Za pięć minut wybije południe... drzwi do hali otworzyły się.
- Ahomine! Nie wierzę własnym oczom! Nie spóźniłeś się, a nawet jesteś wcześniej!
- Jeszcze się nie przebrałem ani rozgrzałem, poczekasz sobie jak zawsze Bakagami!
Roześmiałem się, prawdziwie i szczerze. Kiedy zorientowałem się jak nienaturalne to było przy Aomine, spoważniałem nagle i popatrzyłem na niego, ale on się uśmiechał jakby nigdy nic, kierując do szatni.
Gra nie szła mi w ogóle.
- Kagami co jest? Nie w formie po świętach? - śmiał się.
Gdyby wiedział że każde jego otarcie sprawia mi tyle samo przyjemności co bólu. Gdyby wiedział, że zapach jego potu doprowadza mnie do szaleństwa, że gdy jego oddech ląduje na mojej szyi lub twarzy trzęsą mi się uda i czuje lekkie łaskotanie w brzuchu... to wszystko... nie mogłem się skoncentrować. I mam już nigdy go nie zobaczyć?
Wywróciłem się. Pochyliłem głowę, opierając łokcie o kolana. Znowu zatrzymywałem łzy. Aomine znalazł się obok mnie.
- Wszystko w porządku? Boli Cię coś?
Wstałem.
- Kończymy. - powiedziałem i ruszyłem do szatni.
Wziąłem szybko prysznic, omijając Aomine jak tylko mogłem. Ubieraliśmy się w ciszy i w ciszy wyszliśmy z hali. Dziwiłem się że Aomine mi nie dokucza. Szedł obok mnie, jego ciało tak blisko mnie, nasze ręce prawie ocierające się o siebie – czy między nimi jest magnes? - moją rękę wręcz ciągnęło do jego ręki. Cholera, wariowałem.
Stanęliśmy przy przejeździe kolejowym, który właśnie zamknęli. Naszą ciszę zagłuszył przejeżdżający pociąg. 
       Zabrakło mi tchu. Czułem jak mdleje, czy to się dzieję naprawdę? Czy Aomine właśnie...
Odsunął się ode mnie. Bałem się otworzyć oczy. Wciąż czułem ciepło jego ust, czułem jego język... łzy
popłynęły. Znowu cisza.
Bałem się otworzyć oczy.
Poczułem jego rękę na swojej, ciągnął mnie gdzieś. Otworzyłem oczy i patrzyłem na jego plecy. Jego sylwetka ciągnęła mnie za sobą pewna siebie, cały Aomine. Kiedy zatrzymał się, odwrócił się do mnie. Byliśmy schowani za budynkiem. Pocałował mnie znowu. Objąłem go mocno, odwzajemnił to. Czułem jak przepływa przez niego zniecierpliwienie i uczucia, różne... złość, miłość?
- Nie chce żebyś wyjeżdżał. - powiedziałem nagle, nie mogłem uwierzyć że powiedziałem to na głos.
- Ja też tego nie chcę. - mruknął cicho.
- Kocham Cię, Aomine. - KAGAMI CO TY BREDZISZ!
- Ja Ciebie też Kagami.
Znowu płakałem. PŁAKAŁEM. ZNOWU. PRZEZ DURNEGO AOMINE.
Teraz ja go pocałowałem i widziałem jak po jego policzku spływa łza.
- Spędźmy nowy rok razem. - powiedział.
Skinąłem głową. Przytuliliśmy się z powrotem. Nie wiem ile tam staliśmy, kiedy byłem w domu było już ciemno. Płakałem i śmiałem się na przemian. Mama pokręciła głową na mój widok. Być szczęśliwym i nieszczęśliwym jednocześnie. To cholernie męczące.
Aomine... - szepnąłem do siebie. I wraz z tym szeptem oblało mnie ciepło, zapragnąłem go znowu zobaczyć. Aomine... - poczułem ścisk w gardle, już niedługo nie będę go mógł zobaczyć nawet jeśli będę chciał.

- Kagami, ktoś do Ciebie! - usłyszałem.
Zbiegłem ze schodów potykając się o własną skarpetkę. Spadłem kilka stopni, wstawałem lekko wzdychając z bólu. W końcu udało mi się wyprostować, a kiedy to nastąpiło spojrzałem prosto na cicho śmiejącego się Aomine.
- Pokraka jak zawsze. - chichotał.
- Widzisz! To wszystko przez Ciebie!
- Przepraszam. - powoli uspakajał śmiech.
 Wyciągnął zza pleców pojedynczego kwiatka.
- Dla mnie? - popatrzyłem na niego zdziwiony, ale on tylko kiwnął głową.
- Chciałem Cię jak najszybciej zobaczyć.
- Coś się stało?
- Wiesz moi rodzice pojechali do dalszej rodziny na nowy rok, przez trzy dni mam wolną chatę...

- Muszę się spakować! - przerwałem mu i oboje wybuchliśmy śmiechem.

Tego wieczoru kochaliśmy się po raz pierwszy, ale nie po raz ostatni. Czekały nas trzy gorące dni i nikt ani nic nie mogło nam w tym przeszkodzić.

Ja i Aomine. - moje serce się uśmiecha wciąż na myśl o nim. Nawet jeśli go już nie ma obok mnie. Jego miłość... jakby jest, jakby kryła się we mnie.

Etykiety: , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 17 - "Ja&Ja"
poniedziałek, 10 grudnia 2012 // 10:11
0 Comments This Entry



Tego lata jechałem do starego domku babci sam. Nie wiedziałem dlaczego to robię i jakie dokładnie uczucia mną kierowały, ale nie mogłem przerwać tej tradycji, którą stworzyliśmy z babcią.
Odeszła miesiąc temu, zostawiając mi swój domek na wsi w testamencie. Nikt nie mógł w to uwierzyć. Dopiero co skończyłem 19 lat, a babcia postanowiła ominąć swoje dzieci i podarować wszystko co miała mi. Dlatego właśnie, nie pozwolę by to poszło na marne. W te wakacje miałem za zadanie zdecydować co dalej. Jej dom stał pusty, a gospodarstwo czekało. Wprawdzie sąsiadka zgodziła się pilnować zwierząt, ale nie mogłem liczyć że będzie to robić w nieskończoność, ktoś musi podejmować decyzję, które przyjdą znienacka, a ona nie będzie mogła ich podjąć. Ktoś musi zająć się rolą i zarabiać pieniądze na dalsze utrzymanie. Będę to ja? Inne wyjście? Sprzedanie wszystkiego, ale ta myśl znikała tak szybko jak się pojawiała. Nie miałem jeszcze sił by przemyśleć to dojrzale. Dałem sobie na to lato. Chciałem zobaczyć jak sobie poradzę.

Dom stał na górce, które otaczały wyjazd ze wsi nad morze. Od strony wsi mieściły się widok na pola i domy sąsiadów, na górkach znajdowały się głównie pastwiska i lasy. Z drugiej strony natomiast rozciągał się piękny widok morza. To wszystko było tak piękne, że gdy tylko znalazłem się ponownie na miejscu i zobaczyłem to na własne oczy, nie ważne że po raz kolejny, zawsze brakowało mi słów i ciężko było złapać oddech z wrażenia. Oczywiście że nie mogłem sprzedać tego gospodarstwa.
Moje zachwyty przerwała biegnąca w moją stronę sąsiadka. Machała wesoło, zawsze taka była – szczęśliwa.
- Panie Seiji! Jak dobrze że pan przyjechał! – uścisnęła mnie mocno.
- Witam, witam! Ale dlaczego ciociu mówisz do mnie „panie”! – zaśmiałem się.
Mówiłem do niej ciociu już za małego, była blisko mojej babci i zawsze jej pomagała. Wciąż była gdzieś niedaleko. Szybko się do niej przyzwyczaiłem i uważałem że jest moją rodziną.
- Jesteś teraz właścicielem gospodarstwa! Jakże bym mogła inaczej!
- Nie wygłupiaj się. – uścisnąłem ją mocno. – Naprawdę się stęskniłem.
- Zostajesz na lato?
Kiwnąłem głową.
- Muszę przemyśleć co zrobić z gospodarstwem, dobrze wiesz…
Tym razem to ona przytaknęła, blednąc lekko. Zapewne wyobrażała sobie że młody chłopak z miasta, nie będzie chciał się ulokować w takiej małej wiosce, kilkaset kilometrów od mieszczańskiej cywilizacji. Jednakże już w pierwszych minutach zdecydowałem. Zostanę tu.
Cały tydzień wstawałem o świcie i ruszałem z ciotką do pracy. Tłumaczyła mi kolejność zajmowania się zwierzętami, kiedy je wyprowadzać w pole, jak dbać o nie. Opowiadała o żniwach i wszystkich tych rzeczach o których właściwie miałem pojęcie, ale nie z precyzją i szczegółami o których gospodarz powinien wiedzieć. Szybko jednak zapamiętywałem, gdyż wszystkie lata spędzone tutaj odcisnęły na mnie informacje, które trzymałem gdzieś daleko w podświadomości. Jedynie w niedziele miałem więcej czasu dla siebie. Babcia zawsze twierdziła, że bez tego dnia wypoczynku zwariowała by już dawno, chociaż wiem że kochała to co robiła. Od zwierząt jednak nie było odpoczynku. Nalałem kotu mleka do miski, ruszyłem do stajni do czekających owiec i krów. Wpierw jednak wypuściłem parę koni na wybieg za stajnią. Krowy i owce wyprowadziłem na łąkę najbliższą domu, która czekała właśnie na niedziele. Kiedy wróciłem wciąż zastanawiając się czy o czymś nie zapomniałem stanąłem zaskoczony. Przed domem stał niebieski kabriolet. Podbiegłem do niego by sprawdzić numer rejestracyjny. To ktoś z Tokyo.
- Przepraszam. – usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się i zamarłem. Zakryłem usta rękami, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Czy ktoś postawił przede mną lustro? On stał dokładnie tak samo. Jego oczy zaświeciły się, zielone oczy, piękne zielone oczy – moje były niebieskie, zadrżał.
- Czyli to nie był żart. – mruknął, ruszywszy w moją stronę.
Nie drgnąłem, czekałem na niego, chciałem go dotknąć i przekonać się że to wszystko prawda. Kiedy dotknął moich rąk, by ściągnąć je i odsłonić twarz, poczułem dreszcz. Dotknął mojego policzka, poczułem jak napinają się moje mięśnie. Zrobiłem to samo. Nagle oparł swoją twarz na mojej dłoni zamykając oczy. Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku. Po chwili przytulił mnie mocno.
- Witaj bracie. – wyszeptał mi do ucha.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, popijając grzane wino. Przede mną leżał list od babci.
- Dlaczego mi nic nie powiedziała? Odszukałbym Cię już dawno!
- Może chciała dać mi szansę wyboru? W końcu to ja byłem tym porzuconym. – odwrócił wzrok. Wiedziałem że ma rację, jednocześnie nic nie mogłem zrozumieć. „Dlaczego? Dlaczego? DLACZEGO?” – szalały moje myśli.
- Oczywiście możesz tu zostać ile chcesz. Możesz nawet zamieszkać! Postanowiłem zatrzymać ten dom i zaopiekować się nim, tak jak to robiła nasza babcia…
- Wiesz, ciężko mi było uwierzyć w to wszystko. Kiedy dostałem list myślałem że to ktoś z sierocińca robi sobie ze mnie jaja. Moi przybrani rodzice zmarli w wypadku i kiedy powiadomiono o tym sierociniec, chcieli bym tam wrócił… ale moi… rodzice, zostawili mi wszystko. W końcu byłem ich jedynym dzieckiem. Moja własna rodzina mnie nie chciała i już kiedy miałem nową, kiedy ich pokochałem straciłem kolejną. Ty… nie jesteś nic winny. Musiałem się z Tobą spotkać. Boże jesteśmy bliźniakami, dlaczego nas rozdzielili? – płakał.
Sam nic z tego nie rozumiałem, ale wystarczyło popatrzyć na niego… podobieństwo było uderzające.
Podszedłem do niego i przytuliłem jego głowę do mojego brzucha.
- Teraz możemy wszystko nadrobić.
To nie było jednak łatwe. Seiki zdecydował zostać na miesiąc. Zapoznać się ze mną i potem wrócić do siebie. Co jakiś czas czuliśmy się niepewnie i dziwnie. Kiedy nasz wzrok się spotykał wciąż czułem drżenie serca. On był moim odbiciem, był blisko mnie i w jakiś sposób nie byłem całkiem szczęśliwy, czułem się niepewnie, coś nie grało. Miło jednak było mieć kogoś do pomocy. Seiki miał niezwykłe podejście do zwierząt i szczerze mówiąc zdawało mi się że go rozumieją. Nie męczył się tak z sprowadzaniem owiec z powrotem jak ja, kiedy uciekały mi na wszystkie strony. Często gdy przesiadywał na ganku, by przeczytać jakąś książkę, kot kładł się na jego kolanach i zasypiał. Miesiąc płyną w szalonym tempie, a ja czułem że jego wyjazd się zbliża nie ubłagalnie.
Oboje byliśmy po kąpieli, kiedy spotkaliśmy się w kuchni wystawiłem wódkę na stół.
- Musimy pogadać. – powiedziałem poważnie. – Usiądźmy w jadalni.
Seiki nie usiadł naprzeciw, usiadł obok mnie. Był za blisko, myślałem.
Stało się tak, że kilka pierwszych kieliszków wódki, wypiliśmy w ciszy.
- O czym chciałeś pogadać? Chyba że chciałeś się tylko napić i nie chciałeś tego robić sam! – zaśmiał się.
- Jako bracia powinniśmy się napić ze sobą. Czułem że powinniśmy.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nie rozmawiamy zbyt dużo. – stwierdziłem, Seiki kiwał głową nalewając kolejkę. – Nie chciał byś się dowiedzieć czegoś o naszych rodzicach? Czegokolwiek?
- Szczerze mówiąc to nie. Nigdy nie rozumiałem tych filmów i książek o sierotach, którzy szukali swoich rodziców i chcieli się czegoś dowiedzieć… nie mam takiego pragnienia. Porzucili mnie, nie chcieli, więc po co mi wiedzieć kim byli. Jak dla mnie, byli chujami.
Pierwszy raz usłyszałem jak przeklina i wybuchłem śmiechem.
- Przeklinanie w ogóle do Ciebie nie pasuję.
- Tak? Haha! KURWA!
Śmialiśmy się razem. Czułem jak pomału alkohol przejmuje nade mną kontrolę. Ramię Seikiego obejmowało mnie na wysokości szyi. Czułem jego bliskość i chciałem ją czuć zawsze.
- Cieszę się że babcia do Ciebie napisała. Ona była wspaniałą kobietą. Szkoda, że jej nie poznałeś!
- Szkoda! Widać, że mocno ją kochałeś. A jeśli Ty ją tak ceniłeś to musiała być wspaniała.
- Widzisz ona tak jakby odbudowała nam dom. Mamy piękne gospodarstwo i siebie! Jestem szczęśliwy. Chciałbym żeby to zostało, to wszystko wydaję się takie czyste. Zbudować rodzinę, bez kłamstw i tak szczęśliwą… - nie wiedziałem co mówię, czułem się po prostu jakby szczęście się ze mnie wylewało… wielką falą, tsunami uczuć atakowało.
Gderając jak kaczka nie zauważyłem, że Seiki patrzy na mnie z całkowitą powagą i kiedy skończyłem mówić pytając czy się ze mną nie zgadza, czy rozumie o czym ja mówię. Wtedy to zrobił. Pocałował mnie. Pocałował mnie w usta. Były wilgotne. Dotknęły moich ust. Popatrzyłem na niego kiedy się oddalił i przyciągnąłem z powrotem do siebie. Całowałem go jak szalony i wtedy zrozumiałem czym była ta niepewność wcześniej. Dlaczego po prostu nie cieszyliśmy się swoją obecnością jak powinniśmy. Dlatego że kochałem go inaczej.
- Więcej… - westchnąłem.
Dał mi więcej. Dał mi siebie. Swój uśmiech każdego ranka, jego ciepło każdej zimy. Dał mi szczęście, którego nigdy nie pozwoliłbym sobie odebrać. I nagle wieś z małą liczbą mieszkańców stała się dla nas idealnym domem.

Etykiety: , , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 16 - "Aomine&Kise"
sobota, 8 grudnia 2012 // 09:28
0 Comments This Entry


Tej jesieni coś wyjątkowo mi przeszkadzało. Nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że dotknie to mnie.  Jedyne czego zawsze w życiu byłem pewny, to że nie boje się samotności, a wręcz lubiłem być sam. Zbyt długa obecność drugiej osoby doprowadzała mnie do szału. Tego lata, na wakacyjnym obozie koszykarskim poznałem Kise i od tamtego czasu nie mogłem o nim zapomnieć. Kiedy rozstawialiśmy się, pomachał mi tylko, rozpromieniony i uśmiechnięty jak zawsze, nie rozumiałem dlaczego tylko mi smutno. Nie rozumiałem w ogóle tego uczucia, które mną wtedy owładnęło, wiedziałem tylko że Kisa nie czuje się tak samo.  Mówił, że to był najlepszy obóz na jakim był, że nigdy nie nauczył się tak dużo, nie spotkał tak wielkiej liczby osób którym naprawdę zależało na najlepszej grze i że nigdy nie miał tak niesamowitego partnera i nauczyciela jak ja. Mimo że od samego początku los postanowił nas ze sobą poznać, gdyż dzieliliśmy jeden pokój, od pierwszych dni omijałem go jak ognia, zresztą jak to miałem w zwyczaju z ludźmi którzy wydawali się znajdować zbyt blisko mnie. Kisa nigdy nie zauważył mojego zachowania, lub nie chciał. Zawsze obdarowywał mnie uśmiechem pełnym energii, nowymi pomysłami i chęcią do kolejnych treningów. W  końcu poddałem się i spędzałem z nim całe dnie grając w kosza, wylegując się w saunie, ćwicząc na siłowni czy wychodząc razem na kolacje do pobliskiego baru. Do teraz nie wiedziałem jak bardzo się do niego przyzwyczaiłem i jak mocno odczuje skutki braku jego osoby obok mnie.
Szczególnie pamiętam jeden wieczór. Wracałem od kapitana naszej drużyny,  z którym wymyślałem taktykę na mecz na zakończenie tegorocznego obozu. Następnego dnia mieliśmy go przekazać całej reszcie drużyny i dokładnie go omówić.
Wracając przez park niedaleko hali sportowej, na murku, otaczający przepiękny ogród który hodowało jakieś stowarzyszenie ekologiczne, siedział skulony Kisa. Chował głowę, opierając ją o kolana i zasłaniając się rękami. Usiadłem cicho obok.
- Co tutaj robisz? – podskoczył lekko wystraszony, ale szybko się uspokoił.
Nie odpowiedział. Nie byłem pewny co powinienem powiedzieć by zachęcić go do zwierzeń, westchnąłem więc bezsilnie.
- Mógłbyś… mógłbyś mnie po prostu przytulić? – usłyszałem szept.
Zaskoczył mnie, ale zanim zastanowiłem się czy powinienem to robić już go obejmowałem, kładąc swoją głowę na jego.
- Cokolwiek to jest przezwyciężysz  to. Znam Kise, to silny chłopak, który zdobywa  wszystko czego pragnie.
Nagle podniósł głowę i popatrzył mi w oczy. Zaczerwieniłem się.
- Jest coś czego naprawdę pragnę, ale wiem że tego nie mogę mieć, co mam robić? Postawić wszystko na jedną kartę i spróbować, czy…
- A dlaczego tak boisz się po to sięgnąć?
- Bo mogę kogoś skrzywdzić, mogę też skrzywdzić siebie i … boję się tego.
- Kisa! – uśmiechnąłem się do niego głaskając go po głowie. – Tylko Ty wiesz co jest dla Ciebie najlepsze, nie męcz się z tym, tylko podejmij decyzje. Twoje serce lub rozum na pewno wie czego chce.
- Serce mówi jedno, rozum mówi drugie.
- A którego słuchasz częściej?
Patrzył na mnie jeszcze przez długą chwilę, po czym wstał.
- Chodźmy lepiej do pokoju, trener może się wkurzyć jak zobaczy że nas nie ma o tej godzinie. Od wczesnego rana mamy trening.
Kiwnąłem głową i ramię w ramię ruszyliśmy do hotelu opowiadając sobie jak minął nam dzień. Wkrótce uśmiech Kisy wrócił do swojego poprzedniego stanu, ale gdy teraz o tym myślę jego oczy wciąż były zgubione i jakby… nieszczęśliwe.
    Ta jesień była dla mnie wyjątkowo trudna. Nie mogłem przestać myśleć o nim, o tamtym wieczorze, który tak naprawdę nigdy się nie zakończył, tamta sprawa… nie wiem o co chodziło i nagle dręczyło mnie to okrutnie. Zastanawiałem się, czy teraz przejmuje się tym dlatego, że jednocześnie za nim tęsknie i próbuje poszukać powodu dla którego mógłbym do niego napisać, zadzwonić… Czy w ogóle muszę mieć powód żeby nawiązać kontakt ze swoim dobrym znajomym? Wcale nie. Tęskniłem za Kisą i tyle. Dałbym wiele by znów móc zagrać z nim w koszykówkę. Znałem siebie dobrze i wiedziałem, że nigdy nie przejmowałem się znajomościami, to ludzie za mną biegali, chcieli mnie obok siebie, przez to zacząłem mieć ich dość. Zacząłem ich unikać. Do czasu poznania Kisy. Jemu pierwszemu od bardzo długiego czasu udało się przedrzeć przez moją skorupę, którą zbudowali inni. I teraz to ja miałem pierwszy postawić krok.
Otworzyłem notes i poszukałem strony z e-mailami wszystkich uczestników obozu. Szybko znalazłem adres Kisy. Włączyłem swoją pocztę i napisałem do niego. Napisałem, że z chęcią zagrałbym z nim ponownie, że wspominam coraz częściej obóz, że powinniśmy się spotkać. Siedziałem po wysłaniu bez ruchu przez jakąś godzinę, nie mając pojęcia jak czas ucieka. Odzewu jednak nie było. W końcu się poddałem, poszedłem pod prysznic, nie wyłączając komputera, mając nadzieję że jak z niego wyjdę to jeszcze zobaczę czy może nie odpisał.
Nie odpisał.
Poszedłem spać niespokojny. Nie mogłem najpierw zasnąć, a teraz nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem i jak.


Przy wejściu do szkoły dopadł mnie stary kumpel.
- Aomine, w końcu się pojawiłeś! Rozpoczęliśmy zajęcia już dwa tygodnie temu! Wszyscy nauczyciele o Ciebie wypytują.
- Wiem przecież. – odpowiedziałem ponuro i przyśpieszyłem kroku.
Na każdych zajęciach musiałem się tłumaczyć, że byłem chory i inne bzdury. Chciałem wrócić jak najszybciej do domu i sprawdzić pocztę. Wiedziałem jednak że Kisa na pewno też ma zajęcia i zanim wróci do siebie i włączy komputer minie jeszcze trochę czasu, czekanie przed komputerem może mnie wykończyć, więc wybrałem cierpliwie czekać do końca zajęć.
W czasie długiej przerwy usiadłem w parku zajadając sałatkę. Zanosiło się na deszcz, nie przejmując się tym zbytnio, rozłożyłem parasolke nad sobą, trzymając ją pod ramieniem i nie przerywałem posiłku. Wiatr wiał coraz mocniej, parasolka wyrywała mi się delikatnie, co okropnie mnie męczyło. Dałem za wygraną. Schowałem sałatkę do plecaka i podniosłem się z ławki. Postawiłem obie nogi na ziemi, odwróciłem się w stronę szkoły i poczułem mocne uderzenie. Ktoś wbiegł we mnie. Poczułem usta tej osoby na swoich. Przestraszony złapałem tą osobę za ramiona, odsunąłem od siebie. Otworzyłem oczy.
-Ki…Kise! – wrzasnąłem nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Aomine! – krzyknął równie zaskoczony. – Ja…e… przepraszam! – zaczerwienił się nagle.
Wiatr znowu zawiał mocniej.
- Co Ty tutaj robisz Kise!?
- Chodzę tu do szkoły, to mój pierwszy rok i…
- Nie wiedziałem, że tu właśnie się wybierasz.
- Też tego nie wiedziałem. – odwrócił wzrok.
- Czemu nic nie napisałeś?
- Szukałem Cię przez pierwsze dni, ale nigdzie Cię nie widziałem i pomyślałem, że może… że może pomyliły mi się szkoły i wcale nie tutaj chodzisz. Sam nie wiem. – przeczesał włosy.
- Rozumiem. – powiedziałem wpatrując się w niego i czując jak moje serce coraz mocniej bije.
- Muszę lecieć na lekcję. Jeśli się spóźnię to mnie zabiją! – powiedział rozglądając się za swoją parasolką.
Leżała obok mojej, więc podniósł je obie. Podał mi jedno i powiedział uśmiechając się jak dawniej, lecz wciąż czerwony na twarzy. „To do zobaczenia później, co?”.
Kiwnąłem w odpowiedzi głową i patrzyłem jak pomału się oddala. Nagle zrozumiałem. Pocałowaliśmy się. Ja – Aomine, pocałowałem Kise. Lub Kise pocałował mnie… właściwie to był przypadek, ale… Chciałem to powtórzyć.
Zaśmiałem się do siebie. Powtórzę to jeszcze dzisiaj!

Etykiety: , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 15 - "Daniel&Riki"
niedziela, 23 września 2012 // 03:57
0 Comments This Entry


- RIKI! DANIEL! Przestańcie już! Natychmiast!- krzyki WFisty przebijały się przez tłum zebranych uczniów.
W samym środku tego tłumu dwóch uczniów biło się i kłóciło. Chłopak w brązowych włosach nazywał się Riki. Wyglądał na zakłopotanego, trzymał rękę górującego nad nim Daniela, który przyduszał go. Daniel miał jasne blond włosy, prawie siwe. Patrzył na niego zarumieniony i wściekły, Riki chciał się uśmiechnąć…

                Siedzieli przed biurkiem dyrektora, uciekając wzrokiem po ścianach jego gabinetu. Dyrektor był czerwony ze złości i krzyczał na nich przypominając  im, że to już kolejna ich bitka i nie będzie tego dłużej znosił. Przerwał mu telefon. Zaraz po odłożeniu słuchawki wstał.
- Muszę wyjść do budynku A. Nie będzie mnie około 20 minut, a wy macie tu grzecznie na mnie czekać. Wykorzystajcie ten czas na pogodzenie się, bo jeśli to nie nastąpi obiecuję wam, że pożałujecie!
Wychodząc trzasnął drzwiami. Siedzieli chwile w ciszy, kiedy Riki wstał i popatrzył przez okno.
- Wszedł do parku.
Park dzielił budynki A,B i C od głównego budynku w którym się znajdowali oraz od akademików.
- Musimy się streszczać. – Riki poczuł oddech Daniela na  swojej szyi.
Daniel położył swoje ręce na rozporku Rikiego, przytulając go od tyłu. Rozpinając mu spodnie całował go po szyi. Riki pomału rozluźniał wszystkie swoje mięśnie, które co chwilę drgały pod wpływem uczucia rozkoszy. Kiedy Daniel poradził sobie ze spodniami Rikiego, odwrócił go do siebie szybkim ruchem i kucnął, biorąc do ręki członka Rikiego. Dotknął go czubkiem języka, Riki jęknął. Daniel chwilę bawił się liżąc, całując i masując penisa Rikiego.
- Daniel, mieliśmy się pośpieszyć.
Daniel zaśmiał się pod nosem.
 - Oprzyj się o okno. – powiedział i rozpiął swoje spodnie.
Jego członek już dawno był gotowy. Włożył do swoich ust dwa palce, po czym zwilży odbyt Rikiego. Nagle poczuł zniecierpliwienie, nawilżył więc lekko swojego członka i wepchnął go głęboko w Rikiego. Riki nie odczuł bólu, syknął przeciągle, ale po chwili sam zaczął rytmicznie ruszać biodrami. Chciał więcej i chciał dostać to szybko!
ch jęki wypełniły gabinet dyrektora. Riki próbował obserwować park, ale wciąż zamykał oczy, rozkosz zbierała się w nim, wydawała  się  sięgać coraz wyżej. Daniel obejmował go, jedną ręką pieścił członka Rikigo, drugą przytrzymywał jego szyję, by móc dostać się do ust. Pocałunki zlewały ich w jedność. Nie czuli nic poza sobą. Byli gotowi.

Dyrektor wszedł do swojego gabinetu, widząc chłopaków siedzących daleko od siebie jak przedtem. Jednak  coś było nie tak.
- Co to za intensywny zapach? Powietrze też stało się jakoś cięższe… – pomyślał.
Podszedł do okna i uchylił je lekko, opierając ręce o parapet.
-  Mam rozumieć, że się nie… - zamilkł.
Poczuł pod ręką coś lepkiego. Popatrzył na parapet i jęknął obrzydzony.
- CHOLERA JASNA! – krzyknął.
Riki i Daniel wybuchnęli śmiechem wybiegając z gabinetu.
- Kolejne miejsce odhaczone.  – śmiał się Daniel, łapiąc Rikiego za rękę.



30 Days Challenge - DZIEŃ 14 - "Ja&Michał"
piątek, 14 września 2012 // 07:27
0 Comments This Entry


„Nie mogę żyć bez niego.” – przeczytał Michał.
Moje oczy skierowały się na niego. Próbowałem się w niego nie wpatrywać, nie chciałem by zauważył. Jedyne co dostałbym od niego to śmiech. Śmiał by się ze mnie i nienawidziłby mnie coraz bardziej i bardziej… raniłby mnie, a ja  czułbym się jakbym umierał, więc to co jest teraz, co mam od niego teraz… wystarcza mi.
Dzwonek zadzwonił, oddał książkę nauczycielce, która wykrzykiwała zadanie domowe przez szum pakujących się uczniów. Zanim zdążyłem wstać Michał stał już przy mnie, opierając się o ławkę obok, całkowicie ignorując obecność jednej z koleżanek, która wciąż się pakowała i próbowała wydrzeć  zeszyt spod jego tyłka.


- Musimy się dzisiaj szybko owinąć z tymi korepetycjami, mam ważny mecz i…
- Nie musimy dzisiaj w ogóle się spotykać, dzień przerwy nic nam nie zrobi.
Zmarszczył brwi.
- Nie będę miał później czasu zrobić to zadanie, więc…
- Zrobię je dla Ciebie, nie martw się, przygotuj się na mecz.
- Myślałem, że wpadniesz popatrzeć…
- Nie znam się za bardzo na piłce nożnej.
- To nic, ważne że będziesz mi dopingował. Co Ty na to?? Przyjdziesz? – dotknął mojego ramienia i wszystko we mnie zadrżało.
Kiwnąłem głową, uśmiechnął się szeroko, już miał coś mówić kiedy usłyszeliśmy jak ktoś go woła.
- Wypatrzę Cię na podium! – pomachał mi.
Jestem jedyną osobą w tej klasie której nie ignoruje. Czuje się z tym naprawdę dobrze, ale nie oszukujmy się, pracuje za niego, więc przynajmniej byciem miłym mi się odwdzięcza. 
Przyszedłem na mecz. Obserwowałem go, rozglądał się lecz mnie nie znalazł, a nawet jeśli mnie zauważył nie dał żadnego znaku, że tak się stało. Grał świetnie, chociaż pod koniec widocznie był zmęczony. Kiedy mecz dobiegł końca ruszyłem do wyjścia. Zatrzymała mnie tam grupa dziewczyn wciskając mi do rąk listy miłosne zaadresowane do Michała.  Mówiły, że wiedzą że jestem jego najlepszym przyjacielem i żebym nie próbował ich oszukać. Wziąłem więc te listy i postanowiłem je przekazać, chociaż wolałbym je spalić. 

Następnego dnia Michał nie był zbyt rozmowny. Po lekcjach szedł obok mnie bez słowa, dopiero kiedy minęliśmy bramę szkoły zdecydował się odezwać.
- Dlaczego nie przyszedłeś na mecz?
- Poszedłem. – zdziwiłem się.
- Szukałem Cię cały czas w trakcie i po meczu, ale nigdzie Cię nie było, więc nie kłam…
- Nie kłamię! – wrzasnąłem. – Zresztą mam dowód.
- Jaki dowód?
- Kiedy wychodziłem dopadły mnie Twoje fanki i kazały mi przekazać Ci listy od nich. Są w domu, dam Ci je od razu.
Westchnął.
- Nigdy mi nie dadzą spokoju, przepraszam że Ciebie w to wciągnąłem. One po prostu nie rozumieją kiedy mówi się im ‘’nie’’.
- Czemu miałbyś którejś z nich powiedzieć „nie”? Były naprawdę ładne.
- Tak uważasz? – kiwnąłem głową. – Jeśli chcesz mogę spróbować Cię z którąś umówić.
Zaczerwieniłem się.
- Żadna z nich nie chciałaby się ze mną umówić, nawet przez Twoje namowy…
- A założymy się? – jego śmiech nie przeszkadzał mi nawet kiedy czułem się obrażony.
- Nie muszę się o takie rzeczy zakładać. Zresztą to Twoje fanki, znajdę sobie sam dziewczynę. – powiedziałem zimno i przyśpieszyłem kroku.
- Eeeej! Przepraszam. – powtarzał przez drogę do mnie, ale nie odpowiadałem.
- Mamo, jesteśmy! – krzyknąłem, dając jej tym znak, że przyszedłem z Michałem.
Była do tego przyzwyczajona, odgrzewała nam obiad i przynosiła do pokoju. Zjadaliśmy go i wracaliśmy do zadań. Dzisiaj szło nam naprawdę powoli. Michał nie mógł załapać matematyki, więc skończyło się na  tym że postanowił przenocować u mnie. Zanim zorientowałem się, na co przytaknąłem, nie było już wyjścia.
Wróciłem z łazienki i rzuciłem się na łóżko wtulając w poduszkę. Po chwili czując jak Michał czołga się po łóżku w moją stronę. Moja koszulka lekko się podniosła i nagle poczułem łaskotanie, Michał trzymał głowę pod nią. Odskoczyłem.
- Co Ty wyprawiasz?
- Jestem zmęczony, a światło się świeci, chciałem dać Ci jakoś znać, żebyś  już je zgasił.
- Mogłeś po prostu powiedzieć. – wstałem i zgasiłem światło, czując jak moje serce bije tak mocno, że aż bolało.
Wracając do łóżka potknąłem się o coś, co okazało się być nogą Michała. Wpadłem na łóżko połową ciała. Usłyszałem śmiech Michała i nagle zorientowałem się, że moja twarz leży na jego podbrzuszu.
- Twój oddech mnie łaskoczę. – powiedział.
Wstałem jak oparzony. Słyszałem jak Michał powoli przesuwa się na łóżku, poczułem jego ręce na biodrach. Pomału wstał, wędrując nimi wzdłuż mojego ciała. Zacząłem drżeć.
- Podoba Ci się to? – usłyszałem jego szept, czując jego oddech na szyi.
Moje ciało wygięło się pod wpływem dreszczy. Jęknąłem. Jego ręce znalazły się na mojej twarzy, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- C-c-co Ty robisz? – powiedziałem niepewnie.
- Zawsze chciałem to zrobić.
- Huh?
Znowu mnie pocałował. Czułem jak powoli siada na łóżko ciągnąc mnie za sobą.


Leżałem nagi pod kołdrą, przykrywając się nią pod sam nos. To co przed chwilą się stało było cudowne. Michał spał obok mnie, cicho oddychając, rozwalony na pół łóżka z ramionami otwartymi, zapraszającymi mnie do siebie. Lekko położyłem się na jego klacie, jego serce biło powoli.
- Kocham Cię. – szepnąłem z uśmiechem.
Jego ręce nagle objęły mnie mocno. Poczułem pocałunek na czole.
- Ja Ciebie też.

Etykiety: , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
wtorek, 4 września 2012 // 06:29
0 Comments This Entry


Między nami coś pękło, coś zniknęło. Kiedy trzymał mnie za rękę, nie czułem już tych dreszczy, nie czułem żadnego ciepła… nic nie czułem. Trzymanie go  za rękę – moja ciało oddziaływało automatycznie, po prostu kiedy szliśmy koło siebie, nasze ręce zbliżały się ku sobie od razu… tylko z czasem nawet tego nie zauważaliśmy. Szliśmy koło siebie jak zawsze,  jedyną różnicą był brak uczuć.
Żaden z nas nie mówił słowa. Nie popatrzyliśmy na siebie ani na chwilę. Kiedy rozdzielały się nasze drogi do domów, mówiąc ‘do zobaczenia’, odwróciliśmy się w swoje strony, jakby nas tam w ogóle nie było. Nie wymieniliśmy jednego spojrzenia.
Stanąłem jak wryty na środku parku, za którym mieścił się blok z moim mieszkaniem. To już jest koniec. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie. Nie wierzyłem, że moje serce kiedyś przestanie dla niego bić. W mojej głowie przewijały się wspomnienia. Pierwsze zauroczenie, uśmiechy, randka, pocałunek… nasza piosenka, ulubione chipsy, ulubiona pozycja, wspólne kąpiele, plany na przyszłość… łączyło nas tak wiele. Kiedy to straciło na znaczeniu? Odwróciłem się. Poczułem krople deszczu na ręce, moje ciało jednak postanowiło już swoje. Biegłem do jego mieszkania, chciałem spojrzeć mu w twarz i stwierdzić ostatecznie… czy nasz związek ma sens, czy go jeszcze kocham…  
       Lało jak z cebra. Przemokłem. Mój oddech stał się ciężki, ale widziałem już jego blok. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w klatce, usiąść przy grzejniku, porozmawiać z nim. Zbliżałem się więc coraz bardziej, nie przerywając biegu.
Im byłem bliżej tym byłem pewniejszy, ta niebieska parasolka należy do niego. Ma na sobie chmury, które sam namalował. Chowaliśmy się pod nim kilka razy, śmiejąc i uciekając zimnym kroplom. Śmialiśmy się z nich, nie udawało się im nas dorwać.

Podszedłem zdyszany do parasola, odchylił się lekko. Moje serce zaczęło szybciej bić.  Pochylał się nad jakimś brunetem… zakrywał go swoją parasolką pod którą kiedyś chował mnie. Zamknął oczy, zbliżał się do niego… coraz bliżej…
- K…Kobo… - z moich ust wydobył się jęk.
Brunet odskoczył jak poparzony. Złapał się za usta. Popatrzył na Kobo, ale ten wpatrywał się we mnie, zdziwiony. Jego oczy zdawały się trząść, jakby wystraszone. Brunet wybiegł spod parasola i znikł za blokiem. Kobo nie ruszył się z miejsca. Patrzył na mnie. Moje serce… przestało bić. Odwróciłem się i ruszyłem z powrotem do siebie. Już wiedziałem co zabiło nasze uczucie. Wszystko uderzyło we mnie z podwójną siłą. Kobo zrobił się oziębły, rozmawialiśmy coraz rzadziej, coraz rzadziej gdzieś wychodziliśmy, a jeśli już to ja go o to prosiłem, całował mnie bez namiętności, pełny zobojętnienia. Wciąż miałem wrażenie że jest śpiący, albo rozkojarzony, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Oddalał się ode mnie, a ja mu na to pozwalałem, nie widząc do czego to prowadzi… a może ja też już nie mogłem tego ciągnąć? W pewnym momencie byłem sam w tym związku, chociaż tworzyła go dwójka. Już wiedziałem dlaczego. Odpowiedź przyszła do mnie tak jak tego chciałem.
„Kobo… już Ciebie nie potrzebuje.” – moje serce spokojnie do mnie mówiło.

Etykiety: , , , , , ,


30 Days Challenge - DZIEŃ 12 - "Jae&Hyun"
piątek, 31 sierpnia 2012 // 04:56
0 Comments This Entry




- Spójrz na te płatki śniegu – Jae wyciągnął rękę przed siebie, kilka małych płatków spadło na jego rękę i roztopiło się w sekundę. – Jest taki czysty, a jednocześnie taki zimny.
Jae ostatnio zdawał się być inny. Niedługo odchodził do seminarium, miał zostać pastorem tak jak jego ojciec, jego dziadek… jak mężczyźni w jego rodzinie. To było nasze pożegnanie. W gardle stała mi gula goryczy, rozpaczy. Nie chciałem by wyjeżdżał, ale ani on, ani ja nie mogliśmy nic zrobić.
- Boję się, że też tak skończę.
- Co masz na myśli?
- Przysięgnę czystość i stanę się zimnym człowiekiem, nieszczęśliwym.
- Nie mów tak, to nie możliwe, jesteś zawsze uśmiechnięty… i ciepły. – złapałem jego rękę. – Nie wierzę, że Twoje serce będzie w stanie kiedyś stać się zimne. Jest pełne zapału.
- Już niedługo… - mruknął. – Stracę Ciebie i moje szczęście zniknie.
- Jae, przestań! Na pewno poznasz w seminarium dobrych ludzi i łatwo znajdziesz przyjaciela.
Przez chwilę milczał, w końcu westchnął. Odwrócił głowę do mnie i spojrzał mi w oczy.
- Przyjaciela może, ale nikt nie zastąpi mi Ciebie, bo… bo Cię kocham.
- Ja Ciebie też kocham! – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Nie, Hyun. – znowu ciężko westchnął, czułem jak jego ręka staje się chłodniejsza. – Nie kocham Cię tylko jak przyjaciela, kocham Cię całym sercem, chciałbym zostać przy Tobie do końca mojego życia, tylko Ciebie mieć w swoich ramionach…
Popatrzyłem na niego wstrząśnięty.
- Nie mów tak! Jae! Będziesz pastorem, to jest… złe!
Odwrócił swoją głowę i zawiesił ją bezsilnie.
- Wiedziałem , że nie zrozumiesz. Widzisz, ten chłód mnie szybko pochłonie, bo właściwie nie mógłbym być szczęśliwy nawet gdybym tu został. Ty byś mnie nie zaakceptował, a pragnę tylko tego.
- Jae… - szepnąłem, nie wiedząc co robić.
Nagle wstał.
- To nasze pożegnanie, powiedziałem Ci wszystko co ukrywałem, myślałem że poczuje się lżej, że powinienem Ci o tym powiedzieć zanim wyjadę, ale to chyba był błąd. – zamilkł. – Proszę, zostań moim przyjacielem. Nawet jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować mojej miłości, nie zostawiaj mnie.
Popatrzyłem na niego i uśmiechnąłem się, znowu łapiąc jego rękę.
- Usiądź, proszę.
Usiadł, zmarzł już, widziałem jak coraz mocniej drży. Przytuliłem go.
- Powinniśmy iść do mnie, napijemy się herbaty.
Kiwnął głową, a kiedy wstaliśmy znowu złapałem jego rękę i prowadziłem do domu. Nic nie mówił. Wpatrywał się daleko, próbując nie patrzeć na mnie.
Ściągnęliśmy buty i wbiegliśmy do kuchni pod piecyk, rozgrzewając nasze zmarznięte ciała. Mama weszła.
- Dobrze, że wróciliście! Zapowiada się śnieżyca. Jae lepiej zadzwoń do swoich rodziców, że tu jesteś, niech się nie martwią.
Wyszedł, a ja przygotowywałem herbatę.
- Niech zostanie na noc. – powiedziała nagle do mnie. – Nie chcę się o niego martwić, gdyby miał wracać do domu.
- W porządku. – ucieszyłem się.
Zaniosłem herbatę do swojego pokoju. Widząc Jae wracającego do kuchni, zawołałem go, zamknąłem za nim drzwi sypialni. Spojrzał na dodatkowo rozścielone posłanie, a później na mnie.
-  Mama chce żebyś został na noc, nie wiadomo kiedy się ta śnieżyca zacznie, więc bezpieczniej będzie…
Złapał się za głowę.
- Nie mogę. – powiedział nagle i ruszył do drzwi.
Powstrzymałem go przed wyjściem i zatrzasnąłem je z powrotem.
- Co się dzieję?
- Wiesz co pomyślałem kiedy zobaczyłem to posłanie! Pomyślałem, że chcesz bym został, że będziemy się kochać całą noc… pragnę Cię Hyun i nie wytrzymam… - szarpnął klamką, lecz znowu go powstrzymałem.
Popatrzył mi w oczy.
- Proszę, nie męcz mnie.
Wtedy zrozumiałem, że niedługo on zniknie z mojego życia. Jeśli go zobaczę miną lata. Poczułem ogromny smutek. Wziąłem jego rękę z klamki i przeniosłem na moje biodro.
- Pozwól więc, że Cię pocałuje. – powiedziałem i widząc jak jego oczy powiększają się w zdumieniu złączyłem nasze usta.
Poczułem jak otacza mnie ciepło, jak owija się wokół nas, powolnym krokiem kierowaliśmy się na posłanie …

Etykiety: , , , , , ,