UDOSKONALIŁAM TROCHĘ SZABLON!TERAZ MOŻECIE DODAWAĆ KOMENTARZE I PORUSZAĆ SIĘ PO STARSZYCH POSTACH POPRZEZ NAWIGACJE "OLD".

Blog stworzyłam kilka lat temu by dzielić się moją twórczością. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł, aby wrócić do niego po dwóch latach. Nie jestem zagorzałą fanką blogowania, ale z chęcią majstruje opowiadania od czasu do czasu. Przyznać się muszę, że najlepiej mi się się pisze wierząc, że mam odbiorców - nawet jeśli to tylko moje wyobrażenie. Tak czy siak - PLEASE ENJOY.

30 days challenge którego się podjęłam polega na wymyślaniu przeze mnie historyjek do fanartów które losuje dla mnie przyjaciółka.


last.fm

30 Days Challenge - DZIEŃ 12 - "Jae&Hyun"
30 Days Challenge - DZIEŃ 11 - "Hirokumi&Kiichi"
30 Days Challenge - DZIEŃ 10 - "Akinori&Ja"
30 Days Challenge - DZIEŃ 9 - "Życie&Śmierć"
30 Days Challenge - DZIEŃ 8 - "Eizo&Isei"
30 Days Challenge - DZIEŃ 7 - "Rin"
30 Days Challenge - DZIEŃ 6 - "Shizuo&Izaya"
30 Days Challenge - DZIEŃ 5 - "Jun&Yuki"
30 Days Challenge - DZIEŃ 4 - "Ludwig&Gilbert"
30 Days Challenge - DZIEŃ 3 - "Hiroya&Aki"
sierpnia 2010 września 2010 lipca 2012 sierpnia 2012 września 2012 grudnia 2012

OLD | NEW

 

 
30 Days Challenge - DZIEŃ 13 - "Ja&Kobo"
wtorek, 4 września 2012 // 06:29
0 Comments This Entry

0 Comments:

Prześlij komentarz

<< Home


Między nami coś pękło, coś zniknęło. Kiedy trzymał mnie za rękę, nie czułem już tych dreszczy, nie czułem żadnego ciepła… nic nie czułem. Trzymanie go  za rękę – moja ciało oddziaływało automatycznie, po prostu kiedy szliśmy koło siebie, nasze ręce zbliżały się ku sobie od razu… tylko z czasem nawet tego nie zauważaliśmy. Szliśmy koło siebie jak zawsze,  jedyną różnicą był brak uczuć.
Żaden z nas nie mówił słowa. Nie popatrzyliśmy na siebie ani na chwilę. Kiedy rozdzielały się nasze drogi do domów, mówiąc ‘do zobaczenia’, odwróciliśmy się w swoje strony, jakby nas tam w ogóle nie było. Nie wymieniliśmy jednego spojrzenia.
Stanąłem jak wryty na środku parku, za którym mieścił się blok z moim mieszkaniem. To już jest koniec. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek nadejdzie. Nie wierzyłem, że moje serce kiedyś przestanie dla niego bić. W mojej głowie przewijały się wspomnienia. Pierwsze zauroczenie, uśmiechy, randka, pocałunek… nasza piosenka, ulubione chipsy, ulubiona pozycja, wspólne kąpiele, plany na przyszłość… łączyło nas tak wiele. Kiedy to straciło na znaczeniu? Odwróciłem się. Poczułem krople deszczu na ręce, moje ciało jednak postanowiło już swoje. Biegłem do jego mieszkania, chciałem spojrzeć mu w twarz i stwierdzić ostatecznie… czy nasz związek ma sens, czy go jeszcze kocham…  
       Lało jak z cebra. Przemokłem. Mój oddech stał się ciężki, ale widziałem już jego blok. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w klatce, usiąść przy grzejniku, porozmawiać z nim. Zbliżałem się więc coraz bardziej, nie przerywając biegu.
Im byłem bliżej tym byłem pewniejszy, ta niebieska parasolka należy do niego. Ma na sobie chmury, które sam namalował. Chowaliśmy się pod nim kilka razy, śmiejąc i uciekając zimnym kroplom. Śmialiśmy się z nich, nie udawało się im nas dorwać.

Podszedłem zdyszany do parasola, odchylił się lekko. Moje serce zaczęło szybciej bić.  Pochylał się nad jakimś brunetem… zakrywał go swoją parasolką pod którą kiedyś chował mnie. Zamknął oczy, zbliżał się do niego… coraz bliżej…
- K…Kobo… - z moich ust wydobył się jęk.
Brunet odskoczył jak poparzony. Złapał się za usta. Popatrzył na Kobo, ale ten wpatrywał się we mnie, zdziwiony. Jego oczy zdawały się trząść, jakby wystraszone. Brunet wybiegł spod parasola i znikł za blokiem. Kobo nie ruszył się z miejsca. Patrzył na mnie. Moje serce… przestało bić. Odwróciłem się i ruszyłem z powrotem do siebie. Już wiedziałem co zabiło nasze uczucie. Wszystko uderzyło we mnie z podwójną siłą. Kobo zrobił się oziębły, rozmawialiśmy coraz rzadziej, coraz rzadziej gdzieś wychodziliśmy, a jeśli już to ja go o to prosiłem, całował mnie bez namiętności, pełny zobojętnienia. Wciąż miałem wrażenie że jest śpiący, albo rozkojarzony, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Oddalał się ode mnie, a ja mu na to pozwalałem, nie widząc do czego to prowadzi… a może ja też już nie mogłem tego ciągnąć? W pewnym momencie byłem sam w tym związku, chociaż tworzyła go dwójka. Już wiedziałem dlaczego. Odpowiedź przyszła do mnie tak jak tego chciałem.
„Kobo… już Ciebie nie potrzebuje.” – moje serce spokojnie do mnie mówiło.

Etykiety: , , , , , ,